Zanim Adolf Hitler postanowił nas zaatakować, mieliśmy bardzo potężny okręt podwodny, którego tak naprawdę bał się cały świat. Był to nasz Symbol - specjalnie piszę to z wielkiej litery - Okręt Rzeczpospolitej Polskiej "Orzeł" o numerze bocznym 85A. ORP Orzeł był okrętem typu Orzeł, a oprócz niego, powstał okręt bliźniaczy - Sęp, ale to właśnie ten pierwszy był i jest naszym okrętem liniowym - czyli okrętem reprezentacyjnym o najlepszych atrybutach.
ORP ORZEŁ
Plan programu
• Informacje wstępne
• Dane techniczne
• Podstawowe uzbrojenie
• Szczegółowa historia
Informacje wstępne
Okręt ten był nowoczesną jednostką. Został zwodowany w 1938 roku w Holandii. Próbowano go wykorzystać do ataku na Schleswiga-Holsteina. Akcja ta jednak się nie powiodła. Po długiej obserwacji zatoki gdańskiej oraz decyzji niepodejmowania żadnych działań zaczepnych, postanowiono opuścić akwen i udać się do portu w Tallin, stolicy Estonii. Okręt tam został pod naciskiem Niemców internowany oraz rozbrojony. Zaimprowizowana ucieczka z portu kończy się sukcesem. Brawurowa akcja przedostania się Polaków do Anglii bez map czy jakichkolwiek wskazówek nawigacyjnych, zostaje zapamiętana jako przykład najwyższego kunsztu nawigacyjnego. W Anglii po dokonanych naprawach, Orzeł dołączył do brytyjskich łodzi podwodnych, wtedy też został oznaczony numerem 85A i rozpoczął patrole na morzu północnym. Z jednego z nich nie wrócił. 11 czerwca 1940 roku Kontradmirał Jerzy Świrski nadał komunikat następującej treści:
„Z powodu braku jakichkolwiek wiadomości i nie powrócenia z patrolu w określonym terminie – okręt podwodny Rzeczypospolitej Polskiej Orzeł uważać należy za stracony.”
Dane techniczne
Jednostki tego typu były szybkie i zarazem dobrze uzbrojone. Długość całego kadłuba to 84m na 6,7m szerokości. Prędkość gwarantowało im wyposażenie w silniki diesla typu 6QD42 Sulzer o łącznej mocy 4740 KM oraz silniki elektryczne typu Brown Boveri o łącznej mocy 1100 KM. Umożliwiały one osiągnięcie prędkości 20 węzłów na wodzie i 6 węzłów pod wodą. Zasięg 7000 mil morskich w stanie nawodnym oraz 100 mil morskich w stanie podwodnym. Zanurzenie okrętu do 80 metrów, awaryjnie nawet do 120. Wszystko przy wyporności nawodnej z rzędu 1110t i 1473t pod wodą zachowując autonomiczność przez 90 dni.
Podstawowe uzbrojenie
Okręt był uzbrojony w dwanaście wyrzutni torpedowych, łącznie mógł zabierać 20 torped kalibru 550mm lub kalibru 533mm. Dodatkowo był uzbrojony w działo przeciwlotnicze Bofors kalibru 105mm oraz podwójne ciężkie działko przeciwlotnicze 40mm i karabin maszynowy Hotchkiss 13,2mm. Okrętem dowodziło łącznie 6 oficerów oraz służyło do tego 54 podoficerów i marynarzy.
Szczegółowa historia
O 4:47 rano, 1 września 1939 roku, pancernik Schleswig-Holstein, który kilka dni wcześniej przybył do Gdańska z kurtuazyjną wizytą, otworzył ogień na Westerplatte - polską składnicę tranzytową bronioną przez około 200 żołnierzy. Pociski okrętowej artylerii miały rozbić polską obronę i utorować drogę niemieckiej piechocie morskiej – marine szturmkompani. Ogień pancernika trwał zaledwie tylko 8 minut. Na szczęście obrońców okręt nie wyrządził większych szkód, ponieważ okręt był zbyt blisko lądu, a główna artyleria strzelając sprawiała, że pociski przelatywały nad celami. Gdy działa ucichły ruszyła niemiecka piechota, ale ta została zaskoczona przez naszych żołnierzy i zostali Niemcy zmuszone do wycofania się. Wtedy Schleswig-Holstein ponownie otworzył ogień. W czasie pierwszego ostrzału artyleryjskiego ruszyła niemiecka kompania SS na Gdańską Pocztę, która nie chciała się poddać, mimo że przeciwnik wykorzystywał ciężkie działa, granaty i miotacze ognia.
Daleko od lądu wychodziły w morze niemieckie okręty, razem było ich 56, w tym 3 lekkie krążowniki, 9 niszczycieli, 10 okrętów podwodnych oraz kutry torpedowe, trałowce i inne okręty pomocnicze ustawiły się w szerokim półkolu. Nikt bardziej od dowództwa polskiej marynarki wojennej nie zdawał sobie sprawy miażdżącej przewagi przeciwnika wobec, której polskie okręty nie miały szans, dlatego dzień wcześniej 3 niszczyciele odeszły do Wielkiej Brytanii, z której miały powrócić z konwojami.
Polska Marynarka Wojenna mogła wystawić do obrony wybrzeża jeden niszczyciel, jeden stawiacz min, pięć okrętów podwodnych oraz trałowce i mniejsze jednostki. Jednak nikt nie myślał o poddaniu się czy też uciekaniu od walki.
Potęgę sił lądowych III Rzeszy i Kriegsmarine wspierało najpotężniejsze na tamte czasy lotnictwo – Luftwaffe, które było kilka razy liczniejsze i znacznie nowocześniejsze od Lotnictwa Polskiego.
O godzinie 7:13, Orzeł dotarł do wyznaczonego sektora, na linii Jastarnia – ujście Wisły. Tam zanurzył się. Tam też miał wyczekiwać niemieckich okrętów. Lecz był to najgorszy rejon jaki można było wybrać dla tego ogromnego okrętu. Z jednej strony ciągnęło się wybrzeże gdańskie, z drugiej płycizna zatoki puckiej, a dalej półwysep. Można zadać sobie pytanie dlaczego dowództwo wybrało sektor, który ograniczał działanie okrętu. Zatoka gdańska była zbyt płytka dla okrętu tej klasy. Nawet schowany pod wodą mógł z łatwością być zobaczony z powierzchni. Warto dodać, że nieprzyjaciel wiedział o naszych okrętach więc logiczne, że nie wysłał tutaj transportowców. Ale niby było to dobre miejsce na atak na największą zdobycz - Schleswig-Holstein. Lecz ten był schowany na zakręcie pięciu gwizdków. Być może dowództwo chciało ochronić okręt poprzez działa artylerii nabrzeżnej, która nadal należało do Polaków. Około 7:15 Orzeł zanurzył się, od tego czasu miał czekać w zatoce gdańskiej na pojawienie się wrogich okrętów.
Orzeł był jednym z najlepszych okrętów podwodnych, nie tylko w Polsce czy w Europie, ale na świecie. Często był nazywany podwodnym krążownikiem – i słusznie.
Kilka godzin później, o 19:07 dowódca postanowił wynurzyć okręt by naładować akumulatory i wywietrzyć wnętrze. Liczył, że o tej porze samoloty nie będą atakować – miał rację. Miejsce gdzie się znajdował było bardzo niebezpieczne. Dlatego też 2 września dowódca Henryk Kłoczkowski postanowił być cały czas w zanurzeniu, jedynie awaryjnie wyjść na powierzchnię w celu uzupełnienia powietrza. Dopiero po godzinie 19:50 dowódca postanowił całkowicie się wynurzyć. Nawet wtedy mimo, że był mrok, pora nie dawała bezpieczeństwa. O 22:30 niemieckie samoloty zauważyły Orła i otworzyły ogień. Okręt minutę później był już awaryjnie zanurzony przez co nic mu się nie stało.
3 września, ORP Orzeł w południe znajdował się na głębokości 28 metrów. Mimo wszystko, niemiecki lotnik dopatrzył sylwetkę Orła i następnie zrzucił bomby i nadał do marynarki pozycję naszego okrętu.
Kolejnego dnia, czyli 4 września niemieccy dowódcy wiedzieli, że w pobliżu Helu i Rozewia znajduje się 5 polskich okrętów. Sama ich obecność paraliżowała ich ruchy. Lecz lotnictwo Luftwaffe przypuszczało pozycję naszych jednostek i przez to wyruszyły niemieckie kutry i ścigacze. Duży okręt typu niszczyciel działał jako baza wykrywająca. Jak coś znaleziono, wysyłano lekkie jednostki, a te spuszczały bomby głębinowe.
Przez pierwsze dni Orzeł pozostawał w rejonach zatoki gdańskiej. I właśnie wtedy Kapitan Kłoczkowski doszedł do wniosku, że pozostanie tutaj sprawi, że Niemcy namierzą okręt. W nocy, dowódca zapisał w dzienniku „Wynurzenie, warunki atmosferyczne: sztil oraz księżyc dawały duże możliwości dla akcji przeciwko okrętom podwodnym. Wobec powyższego skierowałem się na nort, postanowiłem odejść od strefy zagrożonej z zamiarem szukania transportu nieprzyjaciela ZSRR, które przechodziłyby przez obszary mniej strzeżone i umożliwiające akcje okrętów podwodnych.” To był zacny plan, logiczny ponieważ dowódca chciał walczyć, lecz było to sprzeciwienie się rozkazom dowództwa naczelnego. Później, czyli w tym przypadku wiele miesięcy, inni eksperci ocenili, że brak Orła przyczynił się do klęski innych okrętów.
Dnia 7 września, radiostacja odebrała rozkaz zbliżenia się do niemieckiej bazy, Piławy. Początkowe zamiary wyglądały na to, że dowódca wykona rozkaz, ale tak nie było. Później tłumaczył się, że to przez stan zdrowia. Następnego dnia, 8 września komandor Kłoczkowski wezwał swego zastępcę do siebie. Jemu powiedział, że czuje się bardzo źle, oraz że trzeba powiadomić dowództwo. Odpowiedź na depeszę, którą wysłał kapitan Grudziński, odpowiedź nadana przez kontradmirała Józefa Unruga brzmiała „Albo wysadzić kapitana w porcie neutralnym i działać dalej pod dowództwem zastępcy kapitana, albo dyskretnie nocą przypłynąć pod Hel i zmienić kapitana. Meldować o decyzji.” Kłoczkowski uważał, że zbliżenie się do Helu jest zbyt niebezpieczne i właśnie wtedy postanowił popłynąć do neutralnego portu, do Tallina.
http://bit.ly/1BZgVW2
12 września, gdy Orzeł znajdował się między Gotlandią, a Estonią, kapitan Grudziński zauważył statek, który uznał za niemiecką jednostkę. Kapitan Kłoczkowski uznał, że to okręt norweski. Być może miał rację, a może po prostu nie chciał atakować by nie wzbudzić alarmu.
14 września o godzinie 21:38 Orzeł wszedł redę portu w Tallinie. Przez radio nadał depeszę, że na pokładzie jest ciężko chory i że jest awaria w maszynach. Dodał, że prosi o wejście do portu i podpisał się „ORP Orzeł”. Niestety nikt z okrętu nie wiedział jak bardzo wywołało to burzliwą akcję dyplomatyczną. Władzom Estonii zależało na utrzymaniu dobrych relacji z Niemcami, i natychmiast powiadomiły ambasadę niemiecką. Bez wątpienia zrobili to samo u Rosjan. Dwa mocarstwa były zainteresowane losem Orła i pojawieniem się go na estońskich wodach. W czasie kiedy zapadała noc, podpłynęła do Orła mała jednostka, która powiadomiła, że nie może zabrać chorego dowódcy. Ten czyn powinien dać do myślenia Polakom. Jak się okazało, niepoinformowani Polacy nie wiedzieli, że od grudnia 1938 roku, okręty podwodne walczących ze sobą stron nie mają prawa wpływać na neutralne wody Estonii, chyba że musiałby to zrobić ze względu na pogodę czy też awarię. Bez wątpienia kolejne czyny Estonii powinny wzbudzić czujność polskiej załogi. Tak się nie stało. O godzinie 1:30 w nocy,
z portu wyszła motorówka z uzbrojonymi marynarzami, a później ta motorówka dobiła do burty Orła. Oficer estoński powiedział Polakom, że polskie poselstwo zostało poinformowane o przybyciu. To było jednak kłamstwo. Kilka minut później marynarze zaczęli przeskakiwać z motorówki na pokład naszego okrętu. Kapitan Kłoczkowski rozkazał uruchomić silniki i obsadzić działa co spowodowało panikę przeciwnika. Ci wtedy zaczęli szybko przeskakiwać do swojej motorówki, a kilku z nich wpadło do wody.
Kilkanaście minut później podpłynęła duża jednostka do Orła uzbrojona w działa mogące uszkodzić nasz okręt. Oficerowie zaczęli namawiać Kłoczkowskiego by się wycofać, ale ten się nie zgodził na to. Być może obawiał się, że kanonierka otworzy ogień, a tym samym Orzeł będzie musiał odpalić salwę, a to wywołałoby napięcie na linii Warszawa-Tallin. Więc czekali…
Następnego dnia, 15 września Kapitan postanowił udać się do dowództwa portu, i wtedy dowiedział się, że może Orzeł wejść do tegoż to właśnie portu. Gdy już wpływał, marynarze zauważyli tankowiec Talata, a załoga Talaty szybko usuwała emblematy przynależności państwowej. Ten stary tankowiec miał odegrać w historii Orła istotną rolę.
15 września, 1939 roku, ORP Orzeł holowany przez kanonierkę Lain wszedł do Tallińskiego portu. Tam minął infrastrukturę, zatoczył duży łuk i zacumował przy nabrzeżu, zaś dziób był skierowany na prawą stronę portu jeśli patrzymy z portu w stronę wyjścia, to zaś miało wielkie znaczenie na dalsze losy. Przed dziobem stało kilka innych okrętów, w tym wcześniej wspomniana kanonierka, prostopadle do nabrzeża. One blokowały drogę naszemu okrętowi. Kłoczkowski udał się do szpitala, a tam podobno stwierdzono tyfus. Po południu tego dnia, załoga zeszła na nabrzeże, i udała się do łaźni. Nikt nie miał żadnych podejrzeń do estońskich marynarzy. Kapitan Grudziński zastąpił dowódcę Orła, Pana Kłoczkowskiego i udał się do polskiego atasze wojskowego gdzie dowiedział się, że będzie mógł wypłynąć 24h po wypłynięciu zbiornikowca Talata. Wydaje się to logiczne, ponieważ władze nie chciały narazić Talaty na storpedowanie przez Orła.
http://bit.ly/1MXndsn
Późnym popołudniem do nabrzeża gdzie był Orzeł podjechały ciężarówki z uzbrojonymi marynarzami. Wtedy też kanonierka Lain wycelowała swoje działa w stronę naszego okrętu. Więc logiczne, że opór z naszej strony nie miał sensu. Na wezwanie przez oficera wyszedł Kapitan Grudziński, wychodząc widział że stało się coś złego gdyż było dużo wojska. Oficer wręczył mu dokument, który wyraźnie przedstawił obecną sytuację, że Orzeł zostanie internowany ponieważ był zbyt długo w neutralnym porcie, a to było prawo międzynarodowe. Przekroczył 24h, a tego chcieli Estończycy. Kapitan Grudziński nic nie mógł zrobić. Jedynie zasalutował i przepuścił oficera, a ten zdjął banderę. Kiedy oficer zdejmował naszą, Niemcy podnieśli swoją na tankowcu Talata. Estończycy zabrali z Orła mapy i wszelkie dokumenty, przez co załoga była w potrzasku. Ale nie wzięli tajnych dokumentów gdyż te zostały wcześniej spalone na rozkaz Kapitana Grudzińskiego. Polscy marynarze na rozkaz rozbrojenia okrętu, robili to bardzo wolno, rozbrojenie przedłużało się, a Estończykom nie chciało się pracować i pilnować naszych w sobotni wieczór. Dlatego do końca dnia wyładowano tylko 10 torped z przedziału dziobowego. Załoga i oficerowie wcześniej podjęli decyzję o ucieczce. Orzeł musiał mieć broń gdyż musiał się liczyć z pościgiem. Dlatego nie można było dopuścić do pełnego rozładunku torped. W niedzielę rano, odwrócono okręt by można było rozładować torpedy z przedziału rufowego. Tym razem polscy marynarze ochoczo pomagali przy rozładunku. Mieli w tym swój cel, bo zostało jeszcze pod pokładem 6 torped. Wtedy też podcięto linkę wyciągnika torped. Kto to zrobił, tego nie wiadomo. Linka pękła, a torpeda wróciła na swoje miejsce. W ten właśnie sposób pozostało dalej 6 torped. W innych pokładach załoga uniemożliwiła wymontowanie żyroskopu, połączenia z wałem i tak dalej. Do tego schowała wiązkę granatów, które miały być prezentem na do widzenia dla Talaty.
17 września wieczorem, oficerowie postanowili o północy uciekać. Sprzyjało im odwrócenie okrętu do wyładowania torped ponieważ przez to dziób znajdował się w kierunku wyjścia z portu. Przez kłopoty po drodze, dopiero o 2 w nocy Orzeł mógł zacząć przygotowania do ucieczki. Strażnicy pilnujący okrętu zostali obezwładnieni, a załoga zaczęła zajmować stanowiska. Wtedy też odcięto główny kabel zasilania przez co port był ślepy przez brak światła. Strażnicy ostrzelali okręt ze swoich karabinów, lecz gdy Orzeł uciekał, trafił na skałę i wtedy dziób podniósł się do góry. To zabrało dużo czasu, ale mimo ostrzału Orzeł zdołał wyjść z portu. Spaliny silników schowały okręt, ale mimo wszystko dalej były działa nabrzeżne. Gdy okręt już wyszedł z portu na kilka kilometrów to właśnie te działa, 130 mm otworzyły ogień. Ale na szczęście Orzeł zdołał szybko się zanurzyć. Wtedy też położył się na dnie, na głębokości 100 metrów. Załoga słyszała bomby głębinowe, a to oznaczało, że ruszyły estońskie okręty. Całą dobę Orzeł czekał, a potem powoli ruszał by uciec całkowicie.
Ucieczka "Orła" z Tallinna wywołała gwałtowną reakcję ZSRR. Podjęto działania dyplomatyczne, oskarżając Estończyków o sprzyjanie Polsce i ułatwienie ucieczki okrętu. Następnie podano do wiadomości, że niezidentyfikowany okręt podwodny w dniu 27 września storpedował i zatopił radziecki statek "Metallist", w wyniku czego zginęło 5 członków załogi. Natomiast w dniu 28 września miał nastąpić kolejny, nieudany atak na statek "Pionier". W efekcie tych ataków ZSRR uznał, że Estonia nie jest w stanie sama ochronić swoich wód terytorialnych i wprowadził na nie własną flotę. Incydent z "Orłem" był jednym z pretekstów do zajęcia Estonii.
18 września o godzinie 20 "Orzeł", wychodząc na powierzchnię, omal nie natknął się na pilnujące wyjścia z Zatoki Fińskiej dwa lub trzy okręty. "Orzeł" wynurzył się w odległości zaledwie 300 metrów od okrętów nieprzyjacielskich, ale natychmiast zanurzył się, niezauważony w panującym mroku. Dalej płynął kursem NW. Trasa prowadziła do Wysp Alandzkich. Gdy "Orzeł" dotarł na skraj północnego Bałtyku do Zatoki Botnickiej (miejsce to zostało nazwane "Kamiennym Kresem Szlaków Północnych" i naniesione na odręcznie narysowanej mapie), ruszył na południe. 19 września wieczorem telegrafista "Orła" odebrał wiadomość, nadaną przez serwis BBC o bezprecedensowej ucieczce z Tallinna i zamordowaniu przez polską załogę estońskich strażników. Kapitan Grudziński postanowił wyokrętować estońskich strażników u brzegów jakiegoś neutralnego państwa. Nocą z 20 na 21 września "Orzeł" wynurzył się u wschodnich wybrzeży Gotlandii i kierując się silnym światłem latarni morskiej Ostergarn, podszedł na kilka mil od brzegu. Tu obaj estońscy marynarze zostali wysadzeni na jedyną łódź okrętową i hojnie wyposażeni w konserwy, suchary i dużą ilość spirytusu. Ponadto kapitan Grudziński dał im z kasy okrętowej po pięćdziesiąt dolarów na koszty podróży powrotnej do Estonii. Poza tym strażnicy otrzymali "list żelazny" do estońskiego dowódcy floty, napisany po angielsku przez porucznika Piaseckiego. Okręt pozostał na miejscu przez półtorej godziny, aż łódź dotarła do celu. Potem "Orzeł" skierował się na południowy zachód.
Po opuszczeniu Tallinna na okręcie zastanawiano się, w jaki sposób prowadzić nawigację bez map. Oficer nawigacyjny, porucznik Mokrski, dokonał cennego odkrycia. Znalazł on aktualny niemiecki spis latarń, niezarekwirowany przez Estończyków. Na podstawie tego spisu, zawierającego charakterystykę i sektory świecenia każdej latarni i pławy, jak również ich współrzędne geograficzne, postanowił opracować "Mapę Bałtyku". W ten sposób mapa objęła cały akwen Bałtyku, na którym "Orzeł" miał działać i który miał przejść w drodze do Anglii. Następnie ze wspomnianego spisu latarń naniósł na mapę te latarnie i pławy, które znajdowały się na trasie zamierzonego rejsu.
Pewnego dnia na wschód od Olandii "Orzeł" zauważył przez peryskop uzbrojony statek niemiecki, płynący w kierunku Lipawy. Kapitan Grudziński kazał podnieść sygnał flagowy, nakazujący statkowi niemieckiemu zatrzymanie się. Nieprzyjaciel wykonał rozkaz, ale jednocześnie radiostacja "Orła" przechwyciła nadawane szyfrem depesze. Gdy "Orzeł" wciąż szamotał się na mieliźnie, od południa na niebie ukazał się czarny punkt.
Rano 11 października "Orzeł" dotarł do przylądka Skagen i wszedł na wody Skagerraku. Tutaj kapitan Grudziński przez dobę prowadził patrol na tych wodach w poszukiwaniu celu dla uratowanych z Tallinna torped. Kłopot sprawiała radiostacja okrętowa. Podczas wstrząsów okrętu przy przechodzeniu Sundu uległa ona uszkodzeniu i zamilkła. Dlatego też nie można było tymczasowo nawiązać łączności z aliantami i zawiadomić ich, że polski okręt podwodny uszedł z Bałtyku. W czasie tego 24 godzinnego patrolu po Skagerraku warunki były bardzo trudne: morze było wzburzone, wiał silny wiatr i panowało dokuczliwe zimno.
Przed południem 12 października kapitan Grudziński dał rozkaz skierowania się na zachód kursem 253. "Orzeł" wyruszył w ostatni etap swego rejsu – rozpoczął marsz przez Morze Północne do Wielkiej Brytanii. Sztorm nie ustawał też w dniu następnym. Niemożność skontaktowania się radiowego z sojusznikiem oraz nieznajomość rozmieszczenia angielskich pól minowych, a także groźba zaatakowania "Orła" przez będące na patrolu sojusznicze okręty i lotnictwo sprawiły, że załoga przeżywała kolejny kryzys. Wbrew obawom jednak okręt przemierzył całe Morze Północne od Skagerraku do wybrzeży Szkocji bez żadnych incydentów.
Wreszcie radiotelegrafiście udało się naprawić radio i o świcie 14 października, podchodząc do szkockiego wybrzeża na wysokości Firth of Forth, "Orzeł" zaczął nadawać opracowane w języku angielskim przez porucznika Piaseckiego zawiadomienie o swej obecności. Z braku szyfru radiogram został nadany otwartym tekstem. Jedna z angielskich nadbrzeżnych stacji radiowych odebrała ten sygnał i przekazała odpowiedniej jednostce Royal Navy. Wyznaczony na spotkanie z "Orłem" niszczyciel brytyjski HMS "Valorous" odnalazł go o godzinie 11.00 przed południem w odległości 30 mil na wschód od Isle of May. Wymieniono kilka sygnałów. Gdy dowódca niszczyciela przekonał się, że ma do czynienia rzeczywiście z "Orłem", zawiadomił Polaków, iż zaprowadzi ich do najbliższej bazy wojennej, Rosyth. Następnie oba okręty ruszyły na zachód. I tak dobiegła końca trwająca czterdzieści cztery dni odyseja załogi.
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Witaj na mrafpl.blogspot.com. Zachęcam Cię do śledzenia najnowszych treści na temat gier Wargaming.net!